Ostatnio mając zaledwie odrobinę więcej wolnego czasu z powodu… choroby natrafiłam na bardzo ciekawy wpis na temat kultury chorowania. Myślę, że na co dzień się na tym nie skupiamy i nie zwracamy na to uwagi, ale może jednak warto, bo zdrowie to najważniejsze co w życiu można mieć. Mam nadzieję, że tekst pozwoli, chociaż części z nas chwilę się zastanowić, jaka jest obecna kultura chorowania i jak zmieniło się podejście do zwolnienia lekarskiego, czyli znanego nam wszystkim L4.
Chorowanie i zwolnienie lekarskie w Polsce idzie od skrajności w skrajność
W Polsce sytuacja przedstawia się tak, że albo ktoś notorycznie jest na zwolnieniu lekarskim, często wymuszonym i niezgodnym z faktycznym stanem zdrowia pacjenta (mało kiedy jest to realnie kontrolowane), albo pracujemy i wyżyłowujemy się mimo gorączki, kaszlu i kichania na wszystkich dookoła. Niestety tak wyglądają smutne realia od wielu już lat. Skąd to się wzięło? Pierwsze zjawisko można wyjaśnić, jako znaną nam naturę polskiego kombinatorstwa natomiast drugie zostało nam trwale wpojone przez system.
Jak uczymy się braku kultury chorowania i braku szanowania własnego zdrowia?
Od wczesnoszkolnych lat kształtuje nas system i dobitnie pokazuje nam jak powinniśmy się zachowywać i jakie postawy są dobre i odgórnie nagradzane. Kto z nas nie pamięta szkolnego wyróżnienia za 100% frekwencję? Właśnie o tym tutaj mowa. Od początku funkcjonowania w społeczeństwie dostajemy pochwałę za to, że mimo choroby itp. sumiennie przychodzimy na zajęcia i zarażamy innych zamiast siedzieć w domu, kurować się, zadbać o własne zdrowie i bezpieczeństwo innych. Później jest tylko gorzej. Na studiach objawia się to, jako niechęć samych prowadzących, wychowanych już niskiej kulturze chorowania i niechęci do zwolnień lekarskich. Osobiście notorycznie spotykałam się z sytuacjami, kiedy, mimo wolnych miejsc, nie wpuszczano studentów, którzy po chorobie (nie mówię tutaj o poimprezowych dolegliwościach) zgłaszali się na odrabianie zajęć.
Zwolnienie lekarskie dziś, czyli po prostu praca z domu
Ciężko mi oceniać jak było kilkanaście lat temu, ponieważ sama pracować zaczęłam w 2018 roku na ostatnim roku studiów. Widzę jednak doskonale, choćby na własnym przykładzie, co dzieje się na rynku pracy i w głowach pracowników obecnie. Pandemia w wielu przypadkach umożliwiła pracę zdalną, która powoli zastępuje nam pójście na zwolnienie lekarskie, bo przecież praca z domu jest lżejsza i w niczym nie przeszkadza chorowaniu. Sama wpadłam w tą pułapkę i zamiast iść na to L4 to po prostu wzięłam pracę z domu, bo ważne tematy nie mogą czekać. Już w pierwszy dzień takiej pracy żałowała decyzji.
Szacunek dla własnego zdrowia, czyli w czasie choroby nie pracuj z domu
Dochodzimy tu do najważniejszego. W głowie mamy przeświadczenie, że ujmą w oczach pracodawcy będzie pójście na zwolnienie lekarskie, mamy masę ważnych spraw do załatwienia i zero czasu na chorowanie, myślimy, że przecież nie jest tak źle – wystarczy sterta leków i jakoś pociągnę. Niestety organizm podczas przeziębienia potrzebuje odpoczynku, aby się zregenerować i ciągłe telefony, maile, pilne sprawy, które wciąż siedzą z tyłu głowy wcale w tym nie pomagają. Zdrowie fizyczne oraz siły psychiczne to naczynia połączone. Pracując w czasie choroby sami odbieramy sobie możliwość szybszego powrotu do zdrowia, wciąż nakładamy sobie wyuczoną presję ciągłego bycia w formie. Dodatkowa kawa, grubszy makijaż, lek tamujący katar czy praca z domu nie pomoże naszemu organizmowi. Z czasem takie podejście jeszcze bardziej odbije się to na naszym zdrowiu.
Szacunek dla zdrowia innych, czyli idź na L4
Rodzice udają, że nie widzą, że ich dzieci kaszlą, kichają i smarkają, bo przecież nie zostawią ich samych w domu, a do pracy trzeba iść. W pracy szprycujemy się masą leków i udajemy, że czujemy się wyśmienicie, a czasem nawet nie udajemy i nieustannie kichamy w twarz osobie z biurka obok. Tym sposobem na każdym kroku narażamy nie tylko stan swojego zdrowia, ale również nie mamy szacunku dla zdrowia innych ludzi w naszym otoczeniu, roznosimy zarazki i choroby dalej. Nasza efektywność i uważność spada, współpracownicy również nie skupiają się na pracy tylko na Twoim wciąż cieknącym z nosa katarze.
Pandemia i teleporady – gwóźdź do trumny polskiego systemu leczenia i L4
Początkowo wydawało się że pandemia przynajmniej w jednym aspekcie przyniosła odrobinę dobrych zmian. Wiele rzeczy do tej pory wymagających osobistej wyprawy do urzędu nagle da się załatwić telefonicznie czy przez Internet. Niestety system lecznictwa wiele pod tym kątem stracił. Tak jak rozumiem teleporady podczas pandemii u lekarza internisty, który faktycznie ma wiele przypadków osób zakażonych, tak leczenie przez telefon chorób serca, tarczycy, nowotworów itd. to totalne nieporozumienie, które już od 2 lat ma miejsce w naszym kraju. Niestety sprawy mają się jeszcze gorzej w obecnym momencie, kiedy pandemia została odwołana. Co to zmieniło w kontekście zwolnień lekarskich i kultury chorowania w naszym kraju? Jeszcze miesiąc temu teleporada (stacjonarne wizyty były niemal niedostępne) przy bólu małego palca u nogi i sporadycznych kichnięciach raz na dzień z marszu wysyłali na tydzień L4. Obecnie przy kaszlu, zapaleniu uszu, katarze, gorączce itp. musisz wręcz wyprosić te max 2 dni zwolnienia. Jak w takim razie mamy zmienić swoje podejście do szanowania swojego i cudzego zdrowia i nauczyć się zdrowo chorować?